6 mitów o rysowaniu

W społeczeństwie trwa wiele stereotypów i uproszczeń typu: lekarz dużo zarabia, po studiach czeka Cię praca na etacie, później dzieci itd. Unoszą się one wśród nas, porządkując nasze życie. Ale tylko taka jest ich rola. Nie są to prawdy objawione.

Nikt nie odkrył dokładnej tajemnicy świata, wyobraź sobie tylko jego złożoność, miliony rzeczy, które mogą się wydarzyć. Nie zawsze jest tak, że do punktu B doprowadzi cię czynność A. Czasem doprowadzi Cię też czynność Ą. A może nawet skuteczniej w Twoim przypadku, bo masz dosyć A!

W obrazie to tego wpisu jest kadr filmu Trzy billboardy za Ebbing, Missouri (2017), by przekazać Ci obrazowo, że wiele rzeczy, ludzi i sytuacji nie jest takie, jakie się wydaje.

Kwestionuj to, co słyszysz. Niektóre rzeczy tak bardzo się ucierają, że zapominamy, że można w ogóle zadać pytanie: “ale czy na pewno?”, “a gdyby robić na odwrót?”.

Kwestionuj nawet odpowiedzi, które tu podam. I myśl samodzielnie.

Jeśli jednak masz ochotę, to śmiało czytaj ;).

Jeśli dużo będę rysować, w końcu się nauczę.

MIT!

Istnieją osoby, które przez lata nie zrobiły żadnego progresu, mimo, że rysują codziennie. Można dużo rysować, ale wciąż pozostawać w strefie komfortu i nie zdobywać nowej wiedzy z zakresu kompozycji, światła, anatomii czy kolorów. Wtedy nie widać tak szybkich efektów. Trzeba wiedzieć, JAK się uczyć i CO robić.

Nauka rysowania jest męcząca i trudna.

MIT, ale też… prawda.

Dlatego, że to zależy od Ciebie. Nauka wcale nie musi taka być, jeśli dobrze postawisz poprzeczkę.

Zdobywanie wiedzy i widzenie swoich postępów daje satysfakcję. Np. dla mnie jest to większa frajda niż rysowanie dla rysowania. Wydaje mi się też, że większość ludzi lubi widzieć postęp w tym, co robi – choćby było to stawianie szlaczków.

Człowiek czerpie większą satysfakcję, gdy robi coś w skupieniu, gdy zadanie jest dla challengujące – a więc nie za łatwe, nie za trudne.
Tylko wtedy jest w stanie flow, z czego rodzi się satysfakcja.
Satysfakcja nie musi oznaczać, że jest Ci przyjemnie, ale to ona jest bardziej tożsama szczęściu niż przyjemność. Opieram te słowa na książce pt. Flow autora Mihály Csíkszentmihályi (nie próbuję odmieniać).

Niestety, wciąż panuje przekonanie, że przyjemność jest drogą do szczęścia. Może być, ale tylko pod określonymi warunkami, o których tu nie będę teraz pisać, aby Ci narobić smaka na książkę.

Ludzie szukają świętego Grala, który pozwoli osiąganą coś szybko i przyjemnie. Nie widzą, że:

  1. Takie szybkie metody to tanie chwyty.
  2. Nie ma energii z niczego.
  3. To ich metoda “przecież coś robię, czegoś szukam” zamiast wzięcia się do roboty. Czasem wynika z artblocku.

A nawet jeśli komuś się uda posiąść tajemnicę smoczego zwoju bezboleśnie, to nie będzie albo czuł satysfakcji, a przez to mniej będą doceniał to, co własną krwawicą zdobył. Przypadkowi milionerzy, szybko zlatują ze szczytu i wydają wszystkie pieniądze, wracając do stanu sprzed wygranej. Musisz być gotowy, nie da się uczynić z prostej wieśniaczki damy dworu w jeden dzień.

Ten sam mit kultywują osoby, które oglądają nałogowo telewizję. Robiono badania, w których wyszło, że Amerykanie czują wtedy 4 razy mniejszą satysfakcję podczas oglądania telewizji niż w pracy, bo… nie wchodzą wtedy stan flow i nie tworzą nic nowego! System konsumpcyjny karmi nas nadziejami, że tanie rozrywki dostarczą spełnienia.

Trzeba mieć talent

MIT!

Co prawda, niektórzy ludzie mają pewne predyspozycje. Ale wyszkolić się do naprawdę genialnego etapu może każdy. Nauka rysowania jest jak nauka każdej innej rzeczy np. matematyki czy śpiewu (obu próbowałam).
Nie ma rzeczy łatwych i trudnych, ale te które umiesz lub nie.

Rysowanie da mi szczęście

I tak, i nie.

To zależy. Jeśli oczekujesz, że znajdziesz w ten sposób szczęście, że od teraz wszystko będzie dobrze, że to jakieś remedium na zło, które Cię spotyka, to… nie.
Czasem w rysowaniu jest frustracja, porównywanie się do innych, złość na ołówki.
Ale jest też satysfakcja z postępu, bycie w stanie flow, skupienie jaźni na rysowaniu tak mocno, że masz wrażenie, że jesteś tą czynnością.
I to dla tych momentów, warto. Te momenty znajdziesz też w innych czynnościach, nie musisz od razu lecieć do plastycznego, jeśli ciągnie Cię do tańca czy wypraw w góry.

Trzeba rysować martwą naturę i uczyć się na wazonach z drapowanym obrusem

MIT

Długo myślałam, że tak trzeba. Nigdy w życiu nie narysowałam martwej natury. Te nowoczesne mi się podobają, może kiedyś polubię jabłka obok cytryn i cebuli. Ale jakoś dotąd radziłam sobie bez. Jeśli coś Cię odpycha, to nie warto w to iść za wszelką cenę. Człowiek najskuteczniej uczy się poprzez pozytywne emocje.

Martwa natura jest dla mnie teraz raczej synonimem ogarnięcia zagadnień typu hard i soft shadows, ambiet occlusion, walor, proporcje itp, a nie wazonu i cylindrów. Równie dobrze można nauczyć się tego na innych rzeczach, które lubisz rysować. Ludzie, rośliny, zwierzęta itp. Mówisz, że komuś będzie wtedy trudniej? No nie wiem, gdybym miała rysować martwą naturę i w ten sposób uczyć się rysować, nigdy bym pewnie nie zaczęła.

Bycie artystą to źle płatny zawód. To w ogóle nie jest zawód. Chyba, że dla Twoich rodziców, że mają takie dziecko…

MIT, ale może być też prawda.

To zależy od umiejętności, zatrudnienia (etat czy własny rachunek), poczucia własnej wartości, mentalności etatowicza i wielu innych czynników.

Gdy masz duże umiejętności rysunkowe lub oferujesz coś unikatowego albo dobrze idziesz w marketing, jesteś w stanie dużo zarobić.

Nie ma jedynego wzoru. Oprócz zarobków, ważne są też możliwość rozwoju, radość z rysowania i zdrowie psychiczne.

logo mART

Jeszcze raz na koniec – myśl samemu. Nie szukaj odpowiedzi w Google, ale w Twojej własnej psychice. Ona, jako twór służący do przetrwania kształtowany przez miliony lat, da Ci o wiele lepsze, spersonalizowane odpowiedzi. Good luck!

Dodaj komentarz