Czym jest grafika komputerowa 3D i Blender?
Kiedyś nie miałam pojęcia, że taka dziedzina istnieje. Myślałam, że animacje 3D i obiekty tego typu mogą być tworzone tylko w okablowanym sprzętem Pixarze czy innym Disney’u. A tu się okazuje, że można tego spróbować kompletnie za darmo w programie o nazwie… Blender! To środowisko open-source umożliwia stworzenie animacji, których nie powstydziłaby się firma produkująca filmy do kin. Tylko spójrzcie, co można uzyskać w tym programie:
Czaicie, że zrobiono to w programie, który możecie pobrać za darmo?! Dla mnie to było niemożliwe. A ja lubię podejmować się niemożliwych rzeczy. Tak więc zaczęła się moja przygoda blenderowa.
Zamiast tworzyć animacje, zajęłam się pojedynczymi scenami. Nie jestem sztabem ludzi ani nie mam miliona lat życia, by wyprodukować sama podobny film. Robienie takich trójwymiarowych rysunków sprawiało mi sporo frajdy.
Później nauczyłam się robić modele do gier na game jamach i niezwykle satysfakcjonowało mnie to, że mogą ożyć.
Moje doświadczenie
Blenderować zaczęłam, mając 14 lat. Uczyłam się sumiennie przez gimnazjum, liceum i pierwsze dwa lata studiów. Czyli około 7 lat. Przez rok dawałam lekcje dzieciakom z zakresu Unity i Blendera. Później… BUM! Koniec. Doszłam do granicy swoich możliwości i… porzuciłam to. Spytacie, dlaczego, skoro szło mi całkiem nieźle.
Zakończyłam pasję, którą lubiłam
Dziedzina ta łączyła przecież wszystko, co lubiłam. Czyli sztukę, przekazywanie historii w pojedynczym renderze (to obraz wypalony ze sceny w 3D na płaskie zdjęcie. Zaraz pokażę Wam ich mnóstwo w tym wpisie), geometrię, elementy fizyki, światło i materiały, rzeźbienie itp. A nawet programowanie, bo gdybym chciała, to mogłabym do tego programu pisać wtyczki w Pythonie. Używałam najbardziej niemożliwych skrótów typu Ctrl+Alt+Shift+C. Znałam program niemal na wylot. Byłam na dniach otwartych w Techlandzie, do których wybierali tylko niektórych na podstawie portfolio, a jednak… skończyłam.
Teraz myślę sobie, że to przez to, że tworzenie renderów to bardzo pracochłonna dziedzina. Dodatkowo, uczestniczyłam w wielu game jamach i zobaczyłam, że mimo, że uczę się tyle lat, to tak wiele jeszcze przede mną. A perspektywy? Wielkie umiejętności nie gwarantowałyby mi pieniędzy, a być może musiałabym modelować hełmy rycerzy dla jakieś średniowiecznej gry. Nie o to mi chodziło.
Te argumenty i tak są dosyć słabe, ale widocznie było coś jeszcze, co popchnęło mnie bardziej ku sztuce 2D. Teraz ona dostarcza mi podobnych wrażeń, więc widocznie potrzebowałam odmiany.
Początki z Blenderem
O Blenderze dowiedziałam się na czacie pewnego forum. Odpaliłam go po raz pierwszy i pamiętam do dzisiaj swoje zniechęcenie. Nie umiałam tam nic przesunąć, normalnie odwrócić widoku.
Czułam się jak ktoś, komu odwrócili obraz świata do góry nogami albo kazali nagle pisać lewą ręką. Po pokracznych próbach, wyłączyłam program na miesiąc. Nie wiem, co mnie podkusiło, by spróbować później raz jeszcze. I tak zaczęła się przygoda.
Dygresja Rendery pojawiające się w tym wpisie ułożone są w miarę chronologicznie i tematycznie, abyście mogli zauważyć mój postęp. Te są moimi pierwszymi, wstydliwymi renderami (Blender Render).
Tutoriale Piotao
Jedyne sensowne polskie tutoriale, które wtedy istniały to filmiki Piotra Arłukowicza z kanału Polski Kurs Blendera. Prowadzone w profesjonalny sposób z należytym wstępem kogoś, kto pracuje na uczelni. Potrafię do dzisiaj zacytować je z pamięci: “Witam Państwa bardzo serdecznie, mówi Piotr Arłukowicz”.
Filmiki te były moim pierwszym źródłem nauki. Założyłam specjalny zeszyt, w którym zapisywałam sobie każdą youtubową lekcję z kanału PKB. Tak, rysowałam interfejsy w zeszycie. Teraz nigdy bym tak nie zrobiła, ale wtedy była to dla mnie frajda. Poza tym żyłam w błogiej niewiedzy, ile wiedzy jest jeszcze przede mną. Po rozpoczęciu drugiego zeszytu, wymiękłam. Coraz więcej czasu zajmowało klikanie w programie – więcej też ono uczyło.
Lekcje Piotao były posegregowane niczym spis encyklopedyczny. Każda funkcja omówiona była osobno. Kurs tworzony był na nastawieniem na poznanie najpierw każdej z nich. Doszłam do stu którejś lekcji i… dalej nie dałam rady. Zaczęłam potrzebować pokazania workflow pracy i motywacji, że coś faktycznie umiem zbudować. Stworzenia czegoś genialnego prostym sposobem – a wówczas oferowały to kanały zagraniczne.
Jednak żaden inny kurs nie podejmował się aż tak dokładnego rozłożenia na czynniki pierwsze danej funkcjonalności. Pan Piotr omawiał każdy przycisk. Najmniejszy pstryczek pośród całego statku kosmicznego.
Polski Kurs Blendera i moje dzisiejsze podejście
Jestem ogromnie wdzięczna, że prowadzi ten kanał. Dzisiaj jednak nie realizowałabym kursu lekcja po lekcji, ale patrzyłabym na filmiki wyrywkowo. Tworzyłabym scenę, napotykając wiele trudności. A później w filmikach PKB zobaczyłabym, że np. istnieje modyfikator ułatwiający zadanie. Taki tryb bardziej by mi sprzyjał. Wówczas wiedziałabym, dlaczego dany modyfikator jest przydatny i ile można się namęczyć nie używając go (a może wręcz przeciwnie, nie warto go używać bo ręczny sposób jest lepszy?). Wprowadzałabym je sobie w praktyce, widząc zastosowanie przy budowaniu sceny, a nie na sucho po kilka na raz.
Właśnie weszłam teraz po latach na ten kanał i widzę, że wciąż pojawiają się na nim filmiki. Szacun!
Tutor4u, czyli każdy może blenderować
Odkryłam kanał Tutor4u, który wówczas posiadał parę filmików. Ale jakie to były filmiki! Robotyczne wręcz. Każdy krok był pokazany jakbyś miał przeprowadzić operację.
Zrobiłam niemal wszystkie tutoriale z tego kanału. Efekty były proste, estetyczne i zadowalające.
Nie było niedomówień. Największa jasność i klarowność przekazu. Gdyby 5 letnie dziecko posadzić przed tym tutorialem, wyklikałoby dokładnie to samo, tworząc piękny render. Jakie to było dla mnie cudowne, że mogę stworzyć tak szybko coś tak pięknego.
Rendery wydawały mi się śliczne, ale, jak się później okazało, Internet pełen był ich kopii. Te tutoriale stanowiły jednak idealne źródło do nauki.
Przerwałam tutoriale PKB i produkowałam sceny od Tutora4u. To był etap, w którym zaczęłam budować proste sceny, nie poznając dalej kolejnych zakamarków Blendera. Po 100 filmikach PKB Blender wydawał mi się studnią bez dna, której nie da się nigdy poznać. A jeszcze następnie na jej dnie coś zbudować. No bo jak? Skoro nie ma dna? Musiałam rzucić się na głęboką wodę i zacząć prowadzić statek kosmiczny po teoretycznym kursie nauki prawa jazdy.
Tutoriale Tutor4u stawały się coraz lepsze i zaawansowane, a wraz z nimi i moje umiejętności. Spójrzcie tylko na to ukulele.
Czas na… Blender Guru!
I ten tytuł nie jest aż tak samozwańczy. Jest to jeden człowiek, który rozkręcił na tutorialach dużą firmę. Rendery, które tworzył zapierały mi dech w piersi. Wyobraźcie sobie to.
Ja. Nieopierzone kurczę – po wiedzy jak co działa nie umie zbudować prawie nic, bo nigdy nie widziało worklow pracy nad genialnym renderem. Po paru tutorialach Tutoria4u tłumaczone jak krowie na rowie, myśli, że tworzy najbardziej realistyczne rendery na świecie. A później widzi najbardziej realistyczny render na świecie stworzony przez Blender Guru. I do tego… tutorial jak go zrobić! To była magia.
Tutoriale Andrew Price były nieco bardziej chaotyczne. Nie wszystko było jasne i pokazane dokładnie. A to wyszło mi na dobre. Niekiedy musiałam coś popróbować sama. Zwolnić filmik. Przyjrzeć się. Uczyć na własnych błędach lub kombinować.
Andrew przemycał też w tutorialach swój amerykański wesoły styl bycia. Były to raczej luźne pogawędki niż poważne instrukcje.
To on pokazał mi, jak tworzyć realistyczne blendery. Od niego nauczyłam się o kompozycji, świetle i materiałach. Na kanale Blender Guru rzucono mi właśnie takie smaczki, które ja wygłodniale łapałam.
Andrew opierał swoje tutoriale na Cycles Render, a nie Blender Render. Inne kanały poruszały technologię Cycles jako ciekawostkę i używały raczej klasycznego Blender Render. Dla Andrew Cycles to była podstawia – miał rację. Dzisiaj już nie umiałabym się przerzucić na nie Cycles. No, chyba, że miałabym tworzyć modele do gier, które nie muszą być renderowane w Blenderze, ale byłyby przenoszone do innego programu np. Unity.
Tekstury Blender Guru
Prócz tutoriali Andrew założył specjalną stronę Poliigon, na której można było pobrać materiały do modeli. Ale co to były za materiały! Andrew obfotografował różne powierzchnie w dobrej jakości z ładnym światłem. Do każdej z nich stworzył dodatkowe tekstury tzn. Normal Map (odpowiada za wrażenie wypukłości), Reflection (odpowiada za to, jak od niej odbija się światło), Glossy (wpływa na połysk obiektu) i wiele innych. To właśnie one sprawiały, że materiały wyglądały realistycznie jak nigdzie indziej.
Na innych stronach (np. tej, polecam, jest darmowa) mogliśmy znaleźć sam obraz tekstury lub ewentualnie dołączoną normal mapę. A u Andrew pełen wybór. Haczyk był taki, że w wersji podstawowej, czyli nie premium, można było pobierać ograniczoną liczbę tekstur na miesiąc.
Archimesh Blender Guru
Później Andrew przerzucił się na wtyczkę Archimesh i włączył w sporej mierze tematykę architektoniczną. Warto było się tego uczyć, bo dzięki temu czasem mogę na szybko zaprojektować plan mieszkania i pokolorować ściany, by zobaczyć jak będzie mniej więcej wyglądało w 3D.
Filmiki ze speed modelingiem
Później nie korzystałam już z tutoriali, bo nabrałam umiejętności samodzielnego tworzenia scen i poruszania się po programie. Inspirowały mnie wtedy speed modelingi, w których ktoś pokazuje jak tworzy scenę. Nie potrzebowałam już instrukcji krok po kroku, ale małe podpowiedzi.
Chłonęłam wszystko. Każdy nowy skrót klawiszowy był dla mnie ciekawostką na miarę tych o ludzkim ciele i kosmosie. W głowie ekstrudowałam rzeczywiste pomieszczenia i mój mózg sam analizował, jak byłoby modelować ten kościół w Blenderze.
Low poly i pierwsza animacja
Pracochłonność tworzenia zaawansowanych scen nieco mnie przerosła. Zajęłam się tematyką low poly (od low poligons, czyli mało wierzchołków). Obiekty te były słodkie, ładne i łatwe w modelowaniu.
Moja pierwsza animacja “Bezpieczne wakacje” była prosta i zrobiona na zasadzie punktów w przestrzeni. Tzn. nie mogłam przenieść ludzika, jeśli już zanimowałam jego chód w jednym miejscu. Nie muszę mówić, że ta metoda jest zupełnie nieefektywna.
Szczególnie na game jamach, gdzie na zrobienie gry było 48 godzin, tworzenie modeli low-poly było jedynym racjonalnym rozwiązaniem.
Zaczęłam tworzyć scenki low poly dla własnej przyjemności. Nauczyłam się fajnej metody modelowania ze zdjęć. Tak właśnie powstał ten jelonek.
Odkrywałam coraz to nowe tutoriale, nie trzymając się konkretnych twórców. Ten powstał na podstawie tego tutorialu.
Później umiałam tworzyć proste modele już kompletnie samodzielnie. Ten model karetki użyty został w grze game jamowej Sensei Game Jam.
Coraz lepiej i więcej
Tworzyłam coraz lepsze rendery. Próbowałam nowych styli i technik. Robiłam również krótkie animacje.
Czasem ulepszałam stare modele i dodawałam do nich nowe elementy tworzone samodzielnie.
Później rzuciłam się na głębszą wodę tworzenia skomplikowanych, realistyczniejszych scen. To były moje ostatnie rendery.
Wygrywam wszystko… i robi się nudno
Dołączyłam do studenckiej grupy fejsbukowej, w której organizowano co tydzień konkurs modelowania 3D. Osoba, która wygrała dany konkurs największą liczbą lajków w komentarzu z pracą, zapodawała kolejny temat. W pewnym momencie zaczęłam wygrywać każdy taki konkurs i… to był mój szczyt. Udało się. Zdobyłam. Wygrałam. Ukończyłam.
Co ma sztuka 3D do 2D?
Modelowanie 3D nauczyło mnie sporo umiejętności, które okazują się być bardzo przydatne również w grafice 2D.
Samo funkcjonowanie 3D jest bardzo podobne do ustawiania realnej sceny fotograficznej, ale masz większy wpływ na światło, otoczenie i wygląd samych przedmiotów.
Nie znam drugiej takiej dziedziny (no, może prócz bardzo uważnej fotografii), która by aż tak pozwalała zapoznać się ze światłem, kompozycją reagowaniem różnych materiałów na światło. Dzięki niej wiem, jakie cienie wywołuje dana lampa. Jak jej parametry, odległość od obiektów i kolor wpływają na rzeczy. Rozumiem, jak wielkie znaczenie ma kompozycja i na czym dokładnie polega efekt realizmu – co można zaniedbać, a co nie.
Czasem jest to niuans, który pozwala mi np. dedukować, że poszarzenie kolorów czystych, w naszym naturalnym odczuciu, dodaje niebywałego realizmu. To znaczy, że taki zamglony obraz, o nieco mniejszym nasyceniu, i łagodniejszych cieniach bardziej wydaje się realistyczny.
Czy wrócę do grafiki 3D?
Na razie nie planuję. Podoba mi się grafika 2D, która zajęła miejsce 3D. Choć ta druga, wydaje się prostsza jeśli chodzi o tworzenie, bo program dba za Ciebie o fizykę poprawnego odbicia światła czy poprawność koloru w danym oświetleniu.
Póki co pogodziłam się z tym, że zakończyłam swoją trójwymiarową pasją. Czy szkoda mi tych lat nauki? Absolutnie nie. Świetnie się wówczas bawiłam. Chciałam być najlepsza w tym, co robię i to mi się udało. Przekroczyłam granicę, która na początku wydawała mi się nieosiągalna.
Grafika 3D dała mi wiedzę, która przydaje mi się w tworzeniu rysunków 2D. A czasem i przy dziwnych rzeczach jak mockup do kalendarza 2018.
Jeśli zaistnieje taka potrzeba, umiem sama przygotować prostą animację 3D – życie zweryfikuje, czy to mi się przyda.
Od dwóch lat Blendera otworzyłam mniej niż 5 razy – nadal pamiętałam wiele rzeczy, ale przyszło też wiele nowych funkcji, które musiałabym poznać. Aktualizacja tego programu to powszechna sprawa, jako, że tworzą i ulepszają go sami użytkownicy.
Na koniec obiecany render. Połączyłam elementy sztuki 2D i 3D i stworzyłam kolaż z Taco i Dawidem.