Dlaczego robię krytykę własnego rysunku?
Chciałabym przeprowadzić samo-krytykę swojego rysunku, który z początku pretendował do szkicu ćwiczebnego, ale stał się pokazową ilustracją typowych błędów. Z niektórych z nich zdawałam sobie sprawę już na etapie ich popełniania, jednak zamiast je niwelować, specjalnie je zostawiłam, aby całość stała się dumnym przykładem nie do naśladowania :).
Wytknę sobie trochę błędów. Ale nie bójcie się, nie jestem dla siebie niemiła :). Mam do tego dystans – poza tym to, że widzę usterki, czy nawet drobne niedociągnięcia (które pewnie wiele z Was nie potraktuje jako mankamenty) sprawia, że mogę tworzyć coraz lepsze rysunki. W końcu człowiek uczy się na błędach. Pod warunkiem, że je zauważa i już tych samych nie powtarza. Ostrzegam jednak, że będę nadto czepliwa – ale myślę, że dzięki temu, po moim samokrytycznym minishow, zdobędziecie wiedzę o typowych i mniej typowych potknięciach rysunkowych. To będzie bardzo surowa krytyka rysunku!
A więc portret, który popełniłam prezentuje się tak:
Oczywiście nie sposób zauważyć patologicznego oka – przerobiłam rysunek na gifa, abyście mogli zobaczyć jak bardzo błąd jest poważny. Moją referencją do tego portretu było zdjęcie. Tylko proszę o powagę przed kliknięciem, gdyż osobowość na nim jest naga. Oto ono.
Mam nadzieję, że się uśmiechnąłeś. Referencję podam na samym końcu. Teraz przejdźmy do rzeczy. Będziemy oblewać rysunek wodą, aż nie zostawimy na nim suchej nitki.
1. Patologiczne oko
Nienaturalnie przesunięte w lewo oko upodabnia dziewczynę do z Neytiri Avatara. Odległość między oczami powinna być szerokości jednego oka – tutaj zdecydowanie nie jest. Stało się tak dlatego, że powstały portret miał być jedynie rysunkiem ćwiczącym cieniowanie, więc naszkicowałam coś jak najszybciej (ok. 15-20 minut), by móc już przejść szybko dalej. W rzeczywistości na szkic radzę zostawić sobie dwa razy więcej czasu niż chcieliśmy. A potem uzyskany wynik pomnożyć razy dwa. A najlepiej to jeszcze go zostawić i spojrzeć na niego na drugi dzień, raz jeszcze, ze świeżym umysłem. Szkoda po prostu naszej późniejszej skrupulatnej pracy, a, wierzcie mi, czasem jedna kreska w istotnym miejscu potrafi zmienić całkowicie rysy twarzy. Słowem, nie ma co dekorować ciasta, jeśli pod kremem ma być zakalec.
Po lewej stronie: rysunek przerobiony komputerowo, po prawej oryginał.
2. Policzek w strefie cienia
A co. Z grubej rury zarzucimy bardziej zaawansowanym tematem. Myślę jednak, że jeśli masz już jakiekolwiek doświadczenie z rysowaniem, to ten punkt może się okazać dla Ciebie najbardziej pomocny.
Cieniowanie powinniśmy zacząć od prawidłowego wydzielenia strefy światła i cienia. Myślę, że w tym rysunku udało mi się tego dokonać, z jednym malutkim wyjątkiem – na pierwszy rzut oka nawet niewidocznym. Ale jak czepiać się, to czepiać porządnie jak rzep. Zanim powiem, które to miejsce, polecam zastanowić się nad tym, czytając dalszy ciąg tekstu.
Poniżej pokazałam, gdzie zaznaczyłam strefę cienia. Cały obszar traktujemy jednym odcieniem. Rozróżnienia będziemy robić później.
Podczas rysowania radzę samemu próbować zauważać te strefy, ale jeśli faktycznie nie jesteśmy pewni, bo mamy do czynienia z wyjątkowo światłocieniowo wrednym albo kolorowym rysunkiem, to można posłużyć się graficzną obróbką – jak na załączonym obrazku poniżej. Szczególnie drugi obrazek sporo ułatwia – nakładając odpowiedni filtr, możemy uzyskać fragmenty, które będą czarne – tam właśnie jest strefa cienia.
Cały ten proces można ubrać w “proste” zdanie, które wszystko wyjaśnia, jak powinniśmy postępować z cieniowaniem. Polecam skupić się, czytając poniższe :).
Najjaśniejszy odcień w strefie cienia musi być ciemniejszy niż najciemniejszy odcień w strefie światła.
I choć na początek dobrze rozgraniczyłam te strefy, to przy cieniowaniu policzka nieco zaszalałam i okazał się przejść do strefy cienia. Zauważcie, że jest mniej więcej “ciemności” najjaśniejszego obszaru na prawym policzku – już w strefie cienia.
Cień pod kością policzkową w strefie światła jest ciemniejszy niż odblask na policzku w strefie cienia.
Na górze jak jest, a na dole jak być powinno.
Z pomocą selektora kolorów widać, jak pozory mogą mylić.
Rozgraniczenie tych dwóch stref – ciemnej i jasnej – może wydawać się skomplikowane, i niektórzy zapewne machną ręką, że wcale nie widać, że policzek odrobinę ciemniejszy i po co w ogóle dotykać tematu. Ale im bardziej poprawnie narysujemy padające światło, tym bardziej nasz rysunek wyda się trójwymiarowy.
3. Szarpane linie Parkinsona
Tak zwane linie, które działają na zasadzie chmury prawdopodobieństwa i wskazują na brak pewności artysty, gdzie i co tak właściwie chce narysować. By uzyskać tę jedyną linię, wcześniej macha ołówkiem na kartce, robiąc ich kilka albo tworzy krótkie włoski. Bo a nuż któraś z nich jest odpowiednia. W rezultacie nie wiadomo, gdzie się coś zaczyna, a gdzie kończy. I wszystko wygląda niechlujnie.
U mnie w skończonym rysunku nie ma tego dużo i trudno to zauważyć. Nie wymazywałam jednak tych poszarpanych linii – jako dowód, że tak się nie robi na żadnym etapie rysowania. A niestety, czasami mi się zdarzyło – wtedy się na tym łapałam. Takie parkinsonowe linie można zauważyć nad głową i nad ramieniem.
Ogólnie, gdy tylko zaczniecie tworzyć kilka linii zamiast jednej z powodu braku pewności, wymażcie lepiej cały fragment i spróbujcie narysować jeszcze raz – tylko jedną.
Gładkie linie sporo ułatwiają. Dokładnie wskazują kontury i fragmenty do zacieniowania. A to sprawia, że wiemy dokładnie co robimy i dlaczego coś cieniujemy w taki, a nie inny sposób. Bo rysowanie wymaga często ciągłego myślenia w trakcie.
4. Jak malowanie kredą po żwirze
Czyli niegładkie cieniowanie. Ma na to wpływ nieco ziarnisty papier, ale też trzymanie ołówka i umiejętność uzyskiwania gładkiego waloru (taki jakby gradient czy ombre). Tzn. płynnego przejścia od najjaśniejszego do najciemniejszego odcienia bez przeskoków. W pełnoprawnym portrecie wykorzystałabym inny papier albo tzw. wiszery, które służą do rozcierania ołówka. Dobrym pomysłem jest też użycie twardych ołówków, których wtedy przy sobie nie miałam, a jednak znacząco polepszyłyby półtony w strefie światła.
5. Brak szczegółów
Teraz czas na szczegółową (dosłownie) sprawę. I choć się taka wydaje, wcale nie jest bez znaczenia. Drobne kreski i cienie potrafią wielokrotnie polepszyć odbiór dzieła. To taka polewa na torcie. A każdy wie, że ona dodaje smaczku.
W tej pracy zabrakło tych najmniejszych szczegółów. Mogłyby to być np. maleńkie rowki na ustach, pory na skórze, niewielkie zmarszczki czy delikatne cieniowanie, które oddałoby nieregularności w czaszce.
Taki zabieg dopieszczania nie jest konieczny i często przy ćwiczeniach można go pominąć. Czasem również to można zrobić z powodu stylu czy innych pobudek. Jednak przy rysowaniu pełnoprawnych portretów dodaje im realizmu, a wszystko wygląda ciekawiej i łapie wzrok widza.
Należy uważać na małą podpuchę, bo mimo iż uszczegółowianie to ciekawy etap pracy, łatwo przejść do niego za szybko, gdy cienie (albo nawet szkic!) jeszcze nie są w pełni gotowe. Wtedy wisienka na niepełnej i zbrylonej polewie nie wygląda już tak efektownie. Dlatego najważniejsze to być cierpliwym i dokończać skrupulatnie każdy etap.
Na powyższym obrazku widać, że zbyt miękkie ołówki i mały format pracy nie pozwoliły na dokładne odwzorowanie szczegółów – np. na tęczówce mogłoby zadziać się sporo więcej.
6. Kartka psu z gardła wyjęta
Gdy zaczynałam ten roboczy rysunek, miałam do dyspozycji ledwo znalezioną kartkę do drukarki, która na szczęście nie miała nic napisanego z drugiej strony. Oczywiście pełnoprawny portret powinniśmy narysować na odpowiednio grubym, czystym i niepogiętym papierze. Najbardziej lubię bloki, które nie są ziarniste (są typu Smooth).
7. Białe tło
Białe tło to zmora portretów, i choć czasem jest ono uzasadnione, to ja osobiście bardzo za nim nie przepadam. Nie chodzi o to, by zawsze pokrywać całą kartkę w 100% ołówkiem, ale aby postać nie sprawiała wrażania przyklejonej. Można osiągnąć to na różne sposoby (m.in. ramki, kolorowy papier). Jednym z nich jest dodanie tła lub częściowego cienia-tła z tyłu.
Na dole zrobiłam małe porównanie na podstawie moich rysunków, jednak ogólnie bardziej chodzi mi o efekt mocniej widoczny. Efekt ten zależny jest od stylu i używanego media. Podobają mi się tła, jakie uzyskuje Wangjie Li – są jakby częścią postaci. Jeszcze wyraźniejszy efekt widać u Fulton Abelli, gdzie tła stają się niemal głównym bohaterem. Nieco delikatniejszy motyw ołówkami uzyskuje Stephen Bauman.
Rerefrencja
Spodobała mi się taka antyczna uroda tej dziewczyny. Prosty nos i nieco wyłupiaste oczy przypominają mi boginie z posągów rzeźbionych niegdyś przez Greków i Rzymian. Teraz jakoś mało co ceni się taką urodę, mam wrażenie.
Myślę, że znalazłam chyba wszystko. Jeśli jednak coś mi umknęło, śmiało możesz się dołączyć do zabawy w krytyka rysunku i napisać coś w komentarzu.
Czy podobał Ci się taki sposób przedstawienia wiedzy?
Jeśli chcesz przeczytać o kilku dodatkowych tipach, które polepszą Twoje rysunki, zajrzyj tutaj.